Podróż_pociągiem_B1_PDF

– I jak tam, kupiłaś już bilety do Gdańska?
– Tak, udało mi się kupić przez internet promocyjne bilety za 50 (pięćdziesiąt) złotych na Pendolino na najbliższy weekend.
– To naprawdę okazja. A jak długo będziesz jechać?
– 2,5 (Dwie i pół) godziny. Wyjeżdżam z Warszawy o 7:25 (siódmej dwadzieścia pięć) i będę w Gdańsku przed 10 (dziesiątą). Tam mam przesiadkę. Na dworcu spotkam się z Izą i Kamą i już wszystkie razem pojedziemy na Hel, gdzie mamy zarezerwowany nocleg w pensjonacie blisko plaży. Wracam w poniedziałek wieczorem, też Pendolino.
– Ale super. Pamiętam, jak kiedyś jeździło się nad morze. To były inne czasy. Czasem jechało się prawie przez całą noc, a jak nie było wolnych miejsc w przedziałach, stało się na korytarzu albo nawet w toalecie! Czasem konduktor nie mógł się przecisnąć, żeby sprawdzić bilety. Gapowicze mogli wtedy odetchnąć z ulgą.
– No co ty? Jak to? Stać przez całą noc? Chyba żartujesz.
– Wiesz, kiedyś nie było Pendolino, tylko zwykłe pociągi pospieszne, które zatrzymywały się co jakiś czas w większych miejscowościach. Nie kupowało się miejscówek, więc nigdy nie wiedziałaś, czy znajdzie się wolne miejsce, czy trzeba będzie stać. A na niektórych stacjach nawet nie można było wsiąść do pociągu, były dzikie tłumy i niektórzy ludzie wchodzili przez okno, serio. Normalnie działy się dantejskie sceny. Ale z drugiej strony było bardzo wesoło, gadało się z innymi ludźmi, śpiewało piosenki. To miało swój klimat.
– Wiesz co, ja dziękuję za taki klimat. Wolę podróżować w cywilizowanych warunkach. Każdy ma swoje miejsce, jedzie się szybko, pociąg zatrzymuje się tylko na najważniejszych stacjach, a jeśli ma się ochotę na przykład w świętym spokoju poczytać książkę, można kupić bilet w strefie ciszy, gdzie nikt nie krzyczy ani nie rozmawia godzinami przez telefon. Pełna kultura.
– No tak, to są niekwestionowane plusy. Ja jednak czasem tęsknię za dawnymi podróżami PKP, aż kręci mi się łezka w oku na wspomnienie paru wypraw nad morze czy w góry. To były czasy!

Komentarz do dialogu

Drodzy słuchacze! Teraz wyjaśnię niektóre słowa i wyrażenia z dialogu, które być może są dla was trudne. Na początku pojawia się nazwa „Pendolino”. Pendolino to nowoczesny, szybki pociąg, który jeździ między najważniejszymi miastami w Polsce. Nazwa jest włoska, ponieważ pociągi kupiono we Włoszech. Bilety na Pendolino są zwykle drogie, ale czasem możemy kupić je po okazyjnych, promocyjnych cenach. Wtedy płacimy mniej. Bohaterka naszego dialogu jedzie na Hel. To kolejna nazwa własna. Być może niektórzy z was już wiedzą, że Hel to piękny półwysep na północy Polski. Hel leży nad Morzem Bałtyckim i jest popularnym miejscem na wakacje. Nasza bohaterka jedzie na Hel z przesiadką w Gdańsku. Przesiadka to zmiana pociągu na inny pociąg. Druga bohaterka wspomina, jak sama kiedyś podróżowała nad morze. Warunki były zupełnie inne. Czasem w pociągu było tak dużo ludzi, że nie tylko siedzieli w przedziałach, ale też stali na korytarzu. Wtedy konduktor, to znaczy człowiek, który sprawdza bilety w pociągu, nie mógł się przecisnąć. „Przecisnąć się” (forma niedokonana tego czasownika to „przeciskać się”) to znaczy „przejść, kiedy na naszej drodze jest bardzo dużo ludzi”. Jeżeli konduktor nie mógł się przecisnąć, to znaczy nie mógł przejść. Wtedy gapowicze mogli odetchnąć z ulgą. Gapowicz to ktoś, kto jedzie komunikacją miejską albo pociągiem bez biletu. Mówimy o nim, że „jedzie na gapę”. Jeżeli kontroler w autobusie albo konduktor w pociągu spotyka gapowicza, daje mu karę, to znaczy gapowicz musi zapłacić za jazdę bez biletu. W opisywanej w dialogu sytuacji gapowicz mógł odetchnąć z ulgą, to znaczy powiedzieć sobie: „Ufff, udało mi się, nie dostanę kary, nie będę musiał płacić, bo konduktor nie mógł sprawdzić biletów”. Dalej mamy ciekawe i śmieszne wyrażenie: „dzikie tłumy”. Tłum to duża grupa ludzi. Jeżeli chcemy podkreślić, że gdzieś jest bardzo dużo ludzi, jest tłoczno, nie ma miejsca, możemy powiedzieć: „są dzikie tłumy”. Jest to wyrażenie potoczne. Jedna z bohaterek dialogu mówi, że dawniej na dworcu były czasami dzikie tłumy i działy się wtedy dantejskie sceny. „Dantejskie sceny” to coś okropnego, strasznego. Oczywiście trzeba tę wypowiedź traktować z dystansem, to znaczy nie całkiem serio, ponieważ jest to metafora. Owszem, na dworcach były dzikie tłumy, ale było też wesoło. Można było w czasie podróży gadać z ludźmi, to znaczy rozmawiać z nimi. „Gadać” jest słowem potocznym. Na końcu dialogu znajduje się jeszcze jeden ciekawy zwrot: „aż kręci mi się łezka w oku”. Używamy go, kiedy chcemy powiedzieć, że za czymś tęsknimy, wspominamy coś z emocjami, myślimy o czymś, co było, ze wzruszeniem, sentymentem. Mam nadzieję, że teraz rozumiecie cały dialog. Życzę wam udanych podróży po Polsce, punktualnych pociągów, okazyjnych cen biletów i żebyście nigdzie nie musieli oglądać żadnych dantejskich scen. Do usłyszenia w następnym podkaście!